Blog Krzysztofa Majdyło

Chcę dzielić się tym, kim jestem z wami....

niedziela, 2 czerwca 2013

Chrześcijanin popełnia samobójstwo…




(Poproszono mnie o komentarz do sytuacji, w której człowiek wierzący popełnia samobójstwo. Jaki stosunek wobec tego dramatu powinni mieć inni chrześcijanie? Przykro mi, że odpowiedź nie jest na tyle oczywista, tak że musze pisać tych kilka poniższych zdań…)

Jedną z podstawowych cech każdego człowieka jest pragnienie życia. Każdy człowiek chce żyć. Tę cechę zostawił w nas Stwórca. Gdy Jego tchnienie dosięgło martwej gliny powstał człowiek, którego Biblia określiła ‘duszą żyjącą’ (I Mo 2:7). Każdy z nas jest duszą żyjącą i z aktu stworzenia bierze się nasza miłość do życia.

(Miłość ta jest tak powszechna, że nasz nieprzyjaciel próbuje zamienić ją na strach przed śmiercią i w ten sposób kontrolować miliony. „(…) aby przez śmierć zniszczyć tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła. I aby wyzwolić wszystkich tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe Zycie byli w niewoli” Hebr 2:14B-15)

Ponieważ umiłowanie życia jest tak naturalne dla człowieka, samobójstwo pozostaje zawsze czymś wbrew naturze. Świadczy o tym, że naturalne priorytety i granice zostały w człowieku złamane, zmiażdżone. Człowiek, który targa się na swoje życie doświadczył wcześniej traumy, która zniszczyła jego naturalne pragnienia życia.

(Ciekawe, że nieprzyjaciel naszej duszy- diabeł z jednej strony siejąc strach przed śmiercią, strach przed każdąstratą powoduje, że idziemy na kompromisy a nasze życie traci znaczenie i moc. Z drugiej strony doprowadzając człowieka do samobójstwa kończy czyjeś życie, które miało przed sobą wiele możliwości. Cała sztuka to żyć życiem nieustraszonym i nie pozwolić diabłu zakończyć biegu naszych dni przed Bożym czasem.)

Samobójstwo jest wielka tragedią.Osobiście traktuję osobę, która targnęła się na swoje życie jako ofiarę, a nie agresora. Jako kogoś, komu należy współczuć ,a nie potępić.

Po pierwsze nakazuje mi to moje doświadczenie. Ludzie targają się na swoje życie z różnych przyczyn. Trudno o łatwą i prosta ocenę. Nie zawsze wiemy, co człowiek przeżywa w swoim wnętrzu ani jak my byśmy zachowali się w jego sytuacji. Może ten, którego tak łatwo oceniliśmy był w porównaniu z nami bohaterem…

Jako lekarz widziałem ludzi, którzy rozwijali ciężką depresję mogącą doprowadzić do samobójstwa w wyniku choroby somatycznej. Wyrównanie np. czyjejś gospodarki hormonalnej doprowadzało do całkowitej poprawy zdrowia psychicznego. Widziałem również ludzi z rozpoznanymi chorobami psychicznymi, którzy popełniali samobójstwo, a którym medycyna nie mogli pomóc. Jako duszpasterz rozmawiałem z wieloma ludzi, którzy zmagali się z myślami samobójczymi. Część z nich wymagała porady np. wskazanie na przebaczenie, które jest w Chrystusie, a część uwolnienia od złych duchów. Jako człowiek, który sam doświadczył traumy, wiem, że myśli o śmierci pojawiają się w trudnych sytuacjach życia i wydają się czasem „jedynym, sensownym” rozwiązaniem.

Wszystkie te doświadczenia uczą mnie, że do innego człowieka muszę podejść z pokorą i nie być prędkim w szybkiej ocenie.

Po drugie uczy nas tej postawy Słowo Boże. „Ty zaś czemu osądzasz swego brata? Albo i ty pogardzasz swoim bratem? Wszak wszyscy staniemy przed sądem Bożym.” (Rzym 14:10)

Jako chrześcijanie wiemy również,że na ile surowym sądem będziemy sadzić bliźnich na tyle surowym sądem sami będziemy osądzeni. (Jak. 2:13) Więc dla własnego dobra powinniśmy powstrzymaćsię od krytyki.

Uważam, że wobec tych, którzy przegrali i popełnili samobójstwo winniśmy postawę miłosierdzia i współczucia. Może nie tylko oni zawiedli, ale również my, którzy nie byliśmy w stanie im pomóc, ich podnieść? Czy osądzanie takiego człowieka nie jest tanim przerzucaniem odpowiedzialności? Może to ja zaniedbałem modlitwy o świętych, o Kościół?

Uważam, również że nasza postaw wobec słabych jest wyznacznikiem naszej siły. W pogańskiej kulturze ten, kto podepcze słabego jest silny. Istniało w starożytności powiedzenie „Vae victis!”(łac. Biada pokonanym!)

Chrześcijaństwo przyniosło całkowicie inną definicję siły.

„A my, którzy jesteśmy mocni winniśmy wziąć na siebie ułomności słabych, a nie mieć upodobania w sobie samych.” (Rzym 15:1)

Boże Słowo uczy tutaj, że silny to ten, kto podnosi i akceptuje słabego. Ten, kto pastwi się nad słabym sam udowadnia swoja słabość. Kultura chrześcijańska zamienia pogańskie ‘Vae vistis’na ‘Gloria victis’ (łac. Chwała pokonanym).

Szanujmy więc też tych, którzy byli osłabli albo popadając w grzech albo targając się na swoje życie.

Saul nie okazał się najlepszym królem, ale pieśń żałobna Bożego pomazańca, Dawida po jego śmierci pełna jest szacunku wobec poprzednika.

„Chluba twoja, o Izraelu, Na tych wzgórzach poległa …” (II Sam 1:19)

Gdy odchodzą wierzący mówny tak jak Słowo Boże: „ Chluba twoja, o Kościele poległa”.

 

poniedziałek, 11 lutego 2013

Josef Ratzinger abdykuje




 

Ostatnio słyszałem kilka razy o rezygnacji księży katolickich z kapłaństwa. Na przykład kilka tygodni temu Trójmiasto zostało wstrząśnięte odejściem dominikanina, Jacka Krzysztofowicza. Wieloletni opat, znany kaznodzieja swoją decyzję motywował swoją dojrzałością i potrzebą normalności.

Wczorajsza decyzja Ratzingera nazwana została przejawem odwagi i siły. Wszyscy się zastanawiają nad przyczynami.

Ratzinger przez wiele lat był prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Walczył z herezjami np. z teologią wyzwolenia, przemycaniem buddyzmu do chrześcijaństwa przez Anthony’ego de Mello itd.

Trzeba o nim powiedzieć, że jest przede wszystkim teologiem. Przez kręgi ultrakatolickie został nawet nazwany w 99% protestantem! Czytając jego książki widziałem teologa wychodzącego z punktu widzenia bardziej biblijnego i historycznego niż tradycyjnego. Uważam, że przejawem dużej odwagi Ratzingera już jako papieża było stwierdzenie potrzeby ‘nowej ewangelizacji’ ponieważ większość katolików żyje w herezjach i ogłoszenie toczącego się obecnie ‘roku wiary’ mającego odnowić znajomość doktryn Nowego Testamentu w Kościele Rzymsko-katolickim.

Po skończeniu pełnienia funkcji prefekta Kongregacji Nauki Wiary zamierzał przeprowadzić się na bawarską wieś, w swoje ojczyste strony, aby pisać książki. Sprawy potoczył jednak inaczej. Konklawe powierzyło mu urząd głowy kościoła rzymsko-katolickiego, a on to przyjął. Po kilku latach decyduje się na bezprecedensowy krok. Rezygnuje. Co innego pisanie książek pełnych marzeń o odnowie kościoła, czerpiąc pełnymi garściami z różnych tradycji kościelnych, a co innego bycie człowiekiem-instytucją stojącym na czele kurii rzymskiej. Co innego piętnować herezje w obrębie Kościoła Rzymsko-katolickiego , a co innego w imię jedności musieć przymykać na nie oczy.

Osobiście uważam, że za tą decyzją stoi i zmęczenie i frustracja. Na pewno decyzja wymagała niecodziennej siły. Nic dziwnego, że poprzednia podobna decyzja miała miejsce w XIII wieku. Papieża Celestyna V podaje się jako historyczną postać będącą inspiracją decyzji Benedykta XVI. Celestyn V był pustelnikiem, duchowym człowiekiem, który stał się papieżem w wyniku dziwnego zbiegu okoliczności, w sposób niespodziewany i trochę na przeciw swojej własnej woli. Bardzo szybko zrezygnował. Za tę decyzję jednak resztę swojego życia spędził pod kluczem…

Życzę, aby Josef Ratzinger nie spędził reszty swojego życia pod jakimś metaforycznym kluczem i żeby miał okazję resztę swojego życia poświęcić, jak to sam określił na modlitwę ale również na pisanie książek.

Gratuluję odwagi lub jak mówią inni dojrzałości. Często trzeba zrezygnować, aby wygrać. Bycie osobą ‘na świeczniku’ pozwala robić wrażenie, ale to poza świecznikiem w normalnym życiu możemy wpływać realnie na życie innych ludzi, bliskich. Świat nie ulega zmianie poprzez robienie wrażenia ale wpływanie. Może Josef Ratzinger dokona więcej poprzez abdykowanie niż poprzez pontyfikat.

Arcyciekawe pozostaje, kto zostanie wybrany następnym papieżem. Ten wybór nie jest tylko ciekawy, ale też ważny. Ten człowiek ukształtuje nie tylko Kościół Rzymsko-katolicki ale również wpłynie na resztę chrześcijaństwa. Myślę, że powinniśmy się o to modlić. Moim faworytem pozostaje kardynał Wiednia Christof Schonborn. W jego życiu jest wyraźny moment nawrócenia. Jest bardzo otwarty na wspólnoty o charakterze charyzmatycznym i ewangelicznym, a przede wszystkim w sercu jego głoszenie jest Chrystus.

 

wtorek, 29 stycznia 2013

Nieustanne Dążenie - Epektasis


 

"Bracia, ja o sobie nie myślę, że już pochwyciłem. Lecz jedno czynię: zapominając o tym,co za mną, a zdążając do tego, co przede mną, biegnę do mety i do nagrody powołania Bożego, które jest z góry w Chrystusie Jesusie. Ilu więc nas jest doskonałych, tak myślmy. A jeśli o czymś inaczej myślicie, i to wam Bóg objawi." Fil 3:13-15





 

NIEUSTANNE DĄŻENIE - EPEKTASIS


 



Epektasis to nowotestamentowe pojęcie mówiące o naszym poznawaniu Boga, o naszym pragnieni i szukaniu Jego. Pochodzi z słów Pawła w Fil 3:13.  

 
(Greckie słowo ‘sięgać, dążyć’ – Ekteinozostai dodatkowo wzmocnione tutaj przedrostkiem epi- i tak powstał czasownik –Epekteinomai, od którego pochodzi rzeczownik 'epektasis’ oznaczający silne, niekończące się dążenie.)

Apostoł, kóry widział Pana w drodze do Damaszku, który był pochwycony do trzeciego nieba, który otrzymał objawianie tajemnicy Chrystusowej mówi "ja o sobie nie myślę, że pochwyciłem". Ja tylko dążę, ale jeszcze nie osiągnąłem! Potem dodaje, że to doświadczenie wszystkich doskonałych tzn. dojrzałych chrześcijan. Ciągłe, niegasnące dążenie powinno być częścią duchowego życia, każdego wierzącego.

Epektasis to dążenie, które się nie kończy. Im bardziej poznasz Boga tym bardziej przeczuwasz jak bardzo Go nie poznałeś. Im bardziej się Nim nasycasz tym bardziej Jego głodny stajesz się. Im bardziej się Nim napełniasz, tym większą pustkę wołającą o więcej odkrywasz w sobie. "Głębina przyzywa głębinę" Ps.42:8

20 lat temu Jezus wszedł do mojego pokoju i 'zdruzgotał mnie' swoją miłością przebaczając mi moje grzechy. Dzisiaj szczerze czuję się jak człowiek, który chce dopiero zaczynać po raz pierwszy swoją drogę. Czy były takie chwile, gdy myślałem, że już osiągnąłem, że już poznałem? Tak, były. Ale dziś z perspektywy czasu przyznam się, że to były chwile mojego największego odstępstwa...

"Kto mniema, że już poznał, nie poznał jeszcze jak należy poznać" I Kor 8:2

Epektasis powoduje ciągły wewnętrzny niepokój szukania Boga. Jak oblubienica z PnP nie mozesz spać duchowo a czasem równeiż fizycznie, bo dążysz. Jest świętą frustacją, ktora każe ci wstać i biec i pytać "gdzie jest mój umiłowany".

Psycholodzy mówią, ze największą potrzebą człowieka jest samorealizacja, a tobie się wydaje, że twoja największa potrzeba to samozatracenie się. Samozatracenie się w Nim. Umieranie i zmartwychwstawanie.

Naturalnie ludzie są zafasynowani stojąc wobec potęgi. Zachwaca nas wielkosć pasma górskiego, ogrom oceanu, olbrzymie otwarte przestrzenie. A to nasz głód oblądania potęgi Boga, gdzieś się przejawia.

W naszym życiu duchowym jest i punkt i droga. Punkt nawrócenia i zaczynająca się po nim droga ciągłego dążenia. Znaczenie chrztu to zanurzenie w śmierć z Chrystusem i wynurzenie w zmartwychwstaniu z Chrystusem. W ten sposób chrzest przedstawia nawrócenie, które już nastąpiło. Spotkałem Ukrzyżowanego i umarłem. Spotkałem Zmartwychwstałego i zmarteychwstałem. Jednak chrzest nie mówi tylko o tym co było. Prorokuje równeiż o całej reszcie mojego życia. Ochrzczony będzie umierał i zmartwychwstawał wraz z Chrystusem. W ten sposób Chrystus stanie się jego DROGĄ. Wewnętrznie będzie go gnała epektasis - nieustanne dążenie duszy.

Są ruchy w Kościele, które mówią tylko o punkcie. Nawróciłeś się i jesteś 'nowym stworzeneim w Chrystusie'i już nic wspanialszego cię w życiu nie czeka. Rezultatem sa znudzeniu Bogiem i chrześcijaństwem wierzący, którzy stygną duchowo a moze nawert odpadają od wiary...

Są też ruchy, które podkreślają tylko drogę. Ludzie znajdujący się w tych ruchach nawet nie wiedzą co to doświadczenie nawrócenie. Często starają się osiągnąć zbawianie, które jest pzrecież darem. Dążą, ale ich dążenie jest pozbawione punktu wyjścia, fundamentu.

Paweł raz mówi o [zwleczenei i obleczenei] zmianie życia używając obrazu przebierania się. Zwlec starego człowieka i oblec się w nowego. Jednak raz mówi(Kol 3:9-10), że to przebranie się już się dokonało a w inny miejscu mówi (Ef 4:22-24), że mamy to dopiero zrobić. Raz mówi o punkcie, a raz o drodze. I jedno i drugie jest częścią naszego duchowego życia.

Potrzeba jest tu równowaga. Nawróć się. Złóż życie u stóp Ukrzyżowanego i weź od Niego dar życia wiecznego dziś! I od tego punktu zacznij dążyć, aby znać Go bardziej! Niech zacznie się twoja epektasis - niekończące się dążenie.

Epektasis to podróż i zewnętrzna i wewnętrzna zarazem. Szukasz Boga, ktory jest Inny niż ty. Fascynuje cię, Jego inność od wszystkiego co stworzone, czyli Jego świetosć. Biegnąc za Nim odkrywasz, ze całe twoje wnętrze się zmienia jakby 'przy okazji'. Szukasz Jego a zmieniasz siebie. Biegniesz na zewnątrz, a coś dzieje się wewnątrz twoje ludzkiej duszy.

Odkryłem kiedyś ważną rzecz. Świetosć to nie stan. To kierunek. To nie duchowy status, który osiągnąłem np jak już nie grzeszę, ale zwrócenie życia ku Bogu - epektasis. Dlatego 'bardziej świety' może być nawracający się gzresznik z determinacją chwytający się Jezusa niż duchowy gigant, który już od roku nie zgrzeszył, ale głód Boga w jego sercu wygasł.

Słyszeliście o hebrajskiej frazie 'Lech lecha'.? Tak w oryginale rozpoczyna się 12 roddział  Księgi Rodzaju. Nasze Biblie zazwyczaj tłumaczą to jako słowa Boga do Abrahama 'Wyjdź!'. Ale dosłownie 'lech lecha' znaczy "wyjdź do siebie". Abraham wyszedł z pogaństwa w swoją podróż za Bogiem. Ale ta podróż na zewnątrz stała się równeiż jego wenętrzną podróżna zmiany swojego serca. Powstałą w nim wiara w Boga który powołuje do bytu to co nie istneije i wskrzesza to co obumarło (Rzym 4:17) i zdobył miano 'przyjaciel Boga'.

Wstań i biegnij za Bogiem, a On po drodze przemieni twoje wnętrze. Uczyni z ciebie swojego przyjaciela. Nie wstydź się mówić, ze jeszcze nic nie wiesz, ze jesteś głodny, że odczuwasz pustkę. To nie brak wiary. To dążenie, które miał w duszy Paweł. Wydaje mi się, ze całe jego apostolstwo i praca misyjna były 'efektem ubocznym' tego dążenia do poznania Chrystusa! To dążenie wszystkich doskonałych (Fil 3.15 )! To dążenie, które nie pozwoli ci spać. Każe ci biec i być może przewrócić przewrócić pół świata do góry nogami a pod drugie pół podłożyć Boży ogień! To epektasis!

 
 
 
 
 
 



 
"I wszystkie pragnienia za Tym, kóry Jest Piękny, które pchają nas ku temu wznoszeniu sie tylko nasilają się w miarę wendrówki duszy. Prawdziwe oglądanie Boga polega na tym, że to pragnienie nigdy nie zostanie zaspokojone. Skupiając nasze oczy na tych rzeczach które pomagają nam widzieć, musimy zawsze podtrzymywać w nas żywe  pragnienie, aby wiedzieć jeszcze więcej. I nie ma kresu tej wędrówce ku Bogu, po pierwsze dlatego, że Ten, kóry jest Piękny sam nie ma granic, a po drugie, dlatego że wzrost naszych pragnień za Nim nie może być nigdy powstrzymany przez żadne poczucie zaspokojenia."

 
Grzegorz z Nyssy "Życie Mojżesza"

 






piątek, 25 stycznia 2013

Nienawiść między nami


 

Nienawiść między nami

W wielu kościołach i wspólnotach okres stycznia był czasem szczególnej modlitwy. Poniżej podzielę się myślami, które pojawiły się w czasie rozmów z modlącymi się w tym okresie.

„Nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem; abyście się i wy wzajemnie miłowali. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie.” Jan 13:34-35

„Umiłowani, miłujmy się nawzajem, gdyż miłość jest z Boga, i każdy kto miłuje z Boga się narodził i zna Boga. Kto nie miłuje nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością. Jeśli kto mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi brata swego, kłamcą jest (…)” I Jan 4:7-8.20

W tekstach apostoła Jana uderzyło mnie słowo nienawiść. Nienawiść pomiędzy wierzącymi? Nienawiść w kościele? Czy jest coś takiego? Pomyślimy sobie, że chodzi tu prawdopodobnie o jakąś  straszną i rzadką historię. Na pewno to coś nie dotyczy nas. Apostoł Jan widzi jednak świat wyraźnych kontrastów. Życie i śmierć. Światło i ciemność. Dzieci Boga i dzieci diabła. Miłość i nienawiść. Ewangelia jak i listy nie dają trzeciej, pośredniej opcji. Jeśli coś nie jest światłem jest ciemnością, a nie szarością. Jeśli coś nie jest miłością, to może jest nienawiść, a nie jakaś neutralność?

Miłość to dawanie samego siebie i przebaczenie. Czy to możliwe, że brak miłości jest nienawiścią? Czy to nie zbyt mocno powiedziane?

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że możemy odetchnąć z ulgą. Słowniki określają grecki czasownik ‘miseo’ – nienawidzić najczęściej jako ‘silną negatywną emocję’ albo ‘ nacechowane złością działanie’.

Ale przecież Jezus nie miał na myśli tego, gdy mówił, iż aby Go kochać trzeba ‘nienawidzić’ najbliższych.

Drążyłem ten temat głębiej. Okazuje się więc, że fundamentalny korzeń greckiego ‘miseo’ to oddzielenie, separacja czy odrzucenie. To nie gniew, ale oddzielenie się od drugiej osoby. Na przykład greckie tłumaczenie Starego Testamentu Septuaginta i greckojęzyczna literatura żydowska tym słowem określa postawę wobec, kogoś kto jest rytualnie nieczysty.

Także to słowo jest użyte w kontekście rozwodu, oddalenia żony (V Mojżeszowa 22:13.16).

Słowo ‘miseo’ tłumaczone jest wręcz jako wzgardzić, odrzucić. „(…)Jakuba umiłowałem, a Ezawem wzgardziłem”. Rzym 9:13 I tutaj znów widać kontrast, albo kogoś kocham, albo nienawidzę.

Zawsze gdy separuję się od innego człowieka, traktuję go jako rytualnie nieczystego, ‘rozwodzę się z nim’, odrzucam go, oznacza to nienawiść. Powiem więcej obojętność to nienawiść.

W czasie modlitwy Bóg dotknął naszych serc pokazując, ze obojętność jest formą nienawiści.

Są dwa światy i dwie kultury. Jest świat ludzi nieprzemienionych miłością Boga, niezdolnych do miłości, a wiec świat obojętności. I jest świat umiłowanych i przez to potrafiących kochać się miłością wzajemną, czyli kościół.  Taki kościół nie tylko niesie Ewangelię - on jest Ewangelią. On nie tylko głosi Słowo - on jest Słowem. On nie sprawuje sakramentów - on jest sakramentem miłości. Bóg przez swoją łaskę zbawia nas najpierw od naszych grzechów, a potem przez tą samą łaskę sprawia, że nie jesteśmy już ‘obcymi i przychodniami’ (Ef.2:19). Usuwa obojętność.

Tak samo jak każdy człowiek musi pokutować ze swoich grzechów i prosić o łaskę przebaczenia, tak samo każdy wierzący musi pokutować z obojętności tzn. nienawiści. Tylko Boża łaska może dokonać taką rewolucję w naszych sercach, abyśmy byli w stanie kochać. Prośmy, aby Bóg, który jest Miłością wyjął nas z kultury obojętności i przeniósł do kultury miłości („Królestwa Syna swego Umiłowanego” Kol 1:13). Prawdziwa miłość jest tak obca nam, ze jeśli nie Boży cud jesteśmy całkowicie bezsilni… Nie łudźmy się.

Odpowiedź na pytanie, które postawiłem na początku jest druzgocąca. Tak! Nienawiść jest między nami dopóty jest tam obojętność. I od razu dodam: Tak samo jak jedynie poprzez łaskę możemy być zbawieni, tak samo poprzez łaskę możemy być uwolnieni z obojętności. I to poprzez tą łaskę powstaje Kościół, o którym mówił Jezus!

 

poniedziałek, 22 października 2012

Trzy modele rodziny


Trzy modele rodziny
A.      Rodzina Powiernicza.
Rodzina, która raz rozpoczęta trwa. W tej rodzinie jest świadomość, że mi coś powierzono, a ja mam przekazać to kolejnemu pokoleniu. Ja minę, ale rodzina będzie trwała. Rodzinę traktuje się jako świętość, wartość większą niż prawa jednostki. W tej rodzinie istnieje dziedziczenie. Dziedziczy się wiarę, wartość i zasady a także majątek i rzemiosło. Dziecko jest traktowane jako błogosławieństwo od Boga. To ono zapewnia rodzinie ‘nieśmiertelność’. Rodzice inwestują swój czas w synów i córki, bo one są przyszłością rodu. W tej rodzinie czci się ojca i matkę przejmując od nich niejako misję rodziny. Małżeństwo jest święte, a grzech seksualny traktowany jako przestępstwo przeciwko rodzinie. Ojciec jest patriarchą, głową rodziny.

B.      Rodzina domowa
To typowy model: mama, tata i dziecko lub dzieci. Jest to rodzina, która pojawia się i znika. Młodzi ludzie odchodzą ze swoich domów i poślubiają się tworząc rodzinę. Potem wychowują dzieci, które pewne dnia odejdą, aby założyć swoje rodziny. Nie ma trwania i nie ma świadomości świętości rodziny. Rodzina staje się modelem ekonomicznym. Dziecko to wyzwanie ekonomiczne a ojciec to przywódca podstawowej ekonomicznej komórki społecznej. Rodzina staje się jakimś układem. (W końcu w dwoje łatwiej spłacać hipotekę…) Prawa jednostki i rodziny są tak samo ważne. Grzech seksualny jest sprawą indywidualną.
W tej rodzinie dziedziczenie jest marginalne.

C.      Rodzina zatomizowana
To układ pomiędzy jednostkami, aby pomóc sobie w samo realizacji. Prawa jednostki są święte. Układ przestaje być prawomocny, gdy korzyści jednostki są zagrożone. Dziecko w tej rodzinie jest tylko wydatkiem i przeszkodą do szczęścia. Małżeństwo jest kontraktem. Grzech seksualny – alternatywnym stylem życia. Ojciec – żałosną postacią, którą na drodze rozwoju trzeba porzucić za sobą. Jak wszystkie cywilizacje były dźwigane przez rodziny powiernicze, tak pojawianie się ‘rodzin’ zatomizowanych jest oznaką nadchodzącego upadku cywilizacji. Objawia się to dużą ilością rozwodów i grzechów natury seksualnej, a także spadkiem ilości rodzących się dzieci i malejącą populacją.




Zastanówmy się. W jakich rodzinach się wychowaliśmy? Jakie rodziny sami budujemy? Jakimi rodzinami duchowymi chcemy, aby były nasze kościoły?

czwartek, 27 września 2012

Czy Bóg ma Imię?


Czy Bóg ma Imię?

„A Mojżesz rzekł do Boga: Gdy przyjdę do synów izraelskich i powiem im: Bój ojców waszych posłał mnie do was, a oni mnie zapytają, jakie jest imię jego, to co im mam powiedzieć? A Bóg rzekł do Mojżesza: Jestem, który jestem. I dodał: Tak powiesz do synów izraelskich: Jahwe posłał mnie do was!” II Mo 13-14

„A Jakub, zapytał mówiąc: Powiedz mi , proszę, jakie jest imię moje? I tam mu błogosławił.” I Mo 32:29

„Anioł Pański [Jahwe] rzekł do niego: czemu się pytasz o moje imię? Ono jest dziwne.” Sędz. 13:18

Gdy czytamy te wersety, widzimy dziwną niechęć Boga do zdradzenia swojego Imienia. Manoach dowiaduje się, że jest ono ‘dziwne’. Jakub zamiast słyszeć brzmienie tego Imienia otrzymuje po prostu błogosławieństwo. A Mojżesz dostaje imię Jahwe (tetragram YHWH) jakby ad hoc, do kontaktu z Izraelem. Jakby ‘Jestem, który Jestem’ nie chcąc zdradzić swojego prawdziwego Imienia dał technicznie, na pewien czas i do pewnego zadania słowo YHWH. Jest to tym bardziej dziwne, że przez całą Biblię przewija się ciągle koncepcja imienia. Na przykład w V Mo 12:11 Bóg zapowiada, że Jego Imię zamieszka w świątyni! W jaki sposób Imię może mieszkać?

 

Co to jest ‘imię’?

Znaczenie imienia jest podwójne. Po pierwsze jest to wyrażenie wewnętrznej natury tego, kto jest nazwany. Jest to prawda o nim. Czy wręcz on sam. Po drugie imię służy do relacji. Przedstawiając się tobie swoim imieniem, wychodzę do ciebie. Imię jest przedstawieniem się drugiej osobie, aby wejść z nią we wspólnotę. Stąd koncepcja wzywania imienia Boga oznacza rozmowę i nawiązywanie relacji z Bogiem.

Jeśli zastanowisz się trochę to zrozumiesz dlaczego współcześni wyznawcy judaizmu nazywają Boga po prostu ‘HaSzem’, czyli (To) Imię. Z jednej strony mówiąc HaSzem Żydzi zdradzają swój strach przed wypowiadaniem słowa Jahwe, ale z drugiej wyrażają przekonanie, że Bóg jest tym, który się objawia po to, aby nawiązać relację z człowiekiem.

 

Kto jest imieniem Boga?

Wiem, że to pytanie brzmi dziwnie. Nie pomyliłem się. ‘Kto’ a nie ‘co’ jest Imieniem Boga? Poprzez Biblię widzimy rozwój objawiania. To co mogło być nie jasne w Starym Testamencie staje się jasne w Nowym.

„Wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał Bóg dawnymi czasy do ojców przez proroków. Ostatnio u kresu tych dni, przemówił do nas przez Syna (…). On, który jest odblaskiem chwały i odbiciem jego istoty (…)” Hebr 1:1-3

Przez proroka Mojżesza ‘Jestem, który Jestem’ objawił się jako Jahwe, ale pełne objawianie Boga przyniósł Syn. Nie tylko mówił prawdę o Bogu, ale samym sobą objawiał kim jest jego Ojciec. Syn to najdoskonalsze objawienie się Ojca ludziom. Osoba Syna Bożego jest Imieniem Boga! Imię Boga, to dziwne o którym nie chciał jeszcze mówić prorokom to nie kilka dźwięków, to nie litery, to nie jakieś słowo, to Osoba!!!

YHWH w Nowym Testamencie

Dziwimy się czasem dlaczego cytaty ze Starego Testamentu w Nowym Testamencie zawierające w oryginale hebrajskim imię Jawhe są tłumaczone jako greckie Kyrios, czyli Pan. Niektórzy mówią, że to dlatego, bo Nowy Testament nie cytuje oryginału Starego Testamentu, ale jego greckie tłumaczenie tzn. Septuagintę, w której YHWH jest oddawane greckim Kyrios. To nie jest prawda. Jest sporo miejsc w których cytaty nie są brane z Septuaginty, ale z innych źródeł. Niektórzy tłumaczą ten brak imienia Jahwe, tym, że to hebrajskie słowo nie może przełożone na Grekę. W Grece nie ma H a W trzeba by oddać poprzez B. Ale to nie jest argument, bo istnieją greckie transkrypcje YHWH np. jako np. Yabe. (Nie dziwi nas przecież, że hebrajskie Jeszua oddajemy przez greckie Jesus, polskie Jezus, rosyjskie Izus, angielskie Dzizas, hiszpańskie Hezu czy francuskie Żezi, choć wcale nie brzmią jak Jeszua. Co więcej słowa te choć tak dziwnie brzmią (no może poza polskim ‘Jezus’ J )przerażają demony a ludziom niosą zbawienie!). Istniała więc możliwość obecności imienia Jahwe w Nowym Testamencie.

Wydaje mi się, ze natchnieni autorzy NT specjalnie nie dokonywali tej transkrypcji YHWH, aby dać przestrzeń na objawianie prawdziwego Imienia Bożego, którym jest Osoba Syna.

Teksty do rozważenia

Apostoł Paweł uczy, że wzywanie Imienia Jahwe z Joela 2:32 to wyznawanie Jezusa Panem (Rzym 10:9).

Apostoł Jan cytuje słowa Jezusa, którymi ogłasza, że już objawił i jeszcze objawi Imię Ojca (Jan 17:26). Ale nie pada, żadne nowe słowo. Sam Jezus jest objawieniem Imienia Ojca. Już je objawił w swoim przyjściu i jeszcze objawi w swoim zmartwychwstaniu!

List do Hebrajczyków cytuje Ps. 22 i wkłada jego słowa w usta Jezusa stojącego pośród kościoła: „(…) będę opowiadał imię twoje braciom moim, będę cię chwalił pośród zgromadzenia (gr eklesia)” (Hebr 2:12). Jezus objawiając się Kościołowi objawia Ojca („kto mnie widział,  widział Ojca” Jan 14:9 ). To objawianie Ojca jest nazwane ‘opowiadaniem jego imienia’.

Podczas Soboru apostołów w Jerozolimie, który otworzył niesienie ewangelii do pogan jednym z argumentów był cytat z proroka Amosa. „Aby pozostali ludzie szukali Pana, A także wszyscy poganie, nad którymi zostało wezwane imię moje, Mówi Pan, który to czyni”(Dz Ap:15:17). Oczywiście w źródle hebrajskim (Amos 9:12) pada słowo Jahwe, a apostołowie mówią o ewangelii o Jezusie Chrystusie. Dla nich wzywanie Imienia Jahwe nad poganami oznacza przynoszenie poganom Bożego Syna!

Na koniec jeszcze świadectwo pozabiblijne z pierwszego Kościoła.

 

„Dziękujemy Ci, święty Ojcze, za Twoje święte Imię, które rozbiło namiot w naszych sercach, i za poznanie, wiarę oraz nieśmiertelność, którą dałeś nam poznać przez Jezusa, Twego Sługę. Tobie chwała na wieki.”

 Didache 10:2

Ten fragment starożytnej modlitwy pochodzi z Didache (czyli Nauka dwunastu apostołów). Jest najstarszy tekst chrześcijański z pominięciem ksiąg Nowego Testamentu. Dzieło powstało jeszcze w I-szym wieku w kręgach judeochrześcijańskich na terenie Erec Izrael lub Syrii. Zacytowane słowa mają typowy żydowski charakter. Co szczególnie ciekawe Jezus nazwany jest tutaj Imieniem Ojca. Zgodnie z tymi historycznym świadectwem pierwsi chrześcijanie wierzyli, że Imieniem Ojca jest Osoba Syna.

 

Dzielę się z wami moimi przemyśleniami, bo myślę, iż pomimo, że w Piśmie Świętym tak często pada słowo ‘imię’ rzadko zdajemy sobie sprawę co ono naprawdę znaczy.

 

wtorek, 18 września 2012

Czy wierzę w 'Pochwycenie'?


‘Pochwycenie’(ang. Rapture)  to doktryna o czasach końca, która mówi, że przed Wielkim Uciskiem Chrystus zabierze swój Kościół do nieba, aby potem wrócić z nim w swym Drugim Przyjściu (Paruzji). W ten sposób wierzący unikną cierpienia. Doktryna ta jest bardzo powszechna w kręgach ewangelicznych. Niektórzy więc uważają, że nie można nie wierzyć w Pochwycenie i nadal być ewangelicznym chrześcijaninem.

Otóż można! Ja nie wierzę w taką koncepcję czasów końca. A poniżej chciałbym po krótce uzasadnić dlaczego.

A.      Do 1812 r żaden chrześcijanin nie wierzył w pochwycenie. Ani Katolicy, ani Prawosławni, ani Protestanci. Jest to naprawdę nowa doktryna nie znana nikomu przez wieki historii Kościoła.

B.      Doktryna jest pozbawiona logiki. Jeśli Pochwyceniu ma towarzyszyć zmartwychwstanie umarłych i przemienienie żyjących, to dlaczego wierzący przyobleczeni w nowe ciała mają ‘na chwilę (7 lat lub 3,5 roku w zależności od koncepcji)’ iść do nieba, aby zaraz znów wrócić na ziemię. Gdy Jezus po swoim zmartwychwstaniu wstępował do nieba, aniołowie powiedzieli przestraszonym uczniom: „(…) Mężowie Galilejscy, czemu stoicie patrząc w niebo? Ten Jezus, który od was został wzięty w górę do nieba, tak przyjdzie, jak go wiedzieliście idącego do nieba.” (Dz.Ap. 1:11) Tak jak Jezus fizycznie wstępował tak fizycznie zstąpi. Tak jak  jego stopy oderwały się od Góry Oliwnej (Dz.Ap. 1:12) tak jego stopy zgodnie z proroctwem Zachariasza staną pewnego dnia na tym samym miejscu (Zach 14:4)!. Pan powraca na ziemię. My zmartwychwstajemy na ziemi. Spełniają się obietnicę. Po co w tym wszystkim kilkuletnia wycieczka do nieba? To niebo przyjdzie do nas tutaj. Jeszcze bardziej absurdalna jest sytuacja umarłych. Teraz są przed Tronem Boga bez ciała. Zmartwychwstając musieliby wrócić na ziemię, bo tam dochodzi do zmartwychwstania, a potem w pochwyceniu znów wrócić do nieba, znów być przed Tronem, ale w ciałach, a potem wrócić powtórnie na ziemię w Drugim przyjściu Pana. Absurd!

Jeśli się dobrze przyjrzeć to doktryna o pochwyceni robi z dwóch Przyjść Pana trzy!

C.      Doktryna o pochwyceniu demoralizuje. Uczy ucieczki przed cierpieniem. Myślę, że dlatego znalazła takie wzięcie w kulturze zachodniej, bo pasuje do naszego szukania wygody. Przymknęliśmy oczy na absurdalność i niebiblijność tej doktryny, bo ona nam bardzo pasuje. Ktoś określił kiedyś zachodnie chrześcijaństwo angielskim hasłem: „Relax and be reptured!” („Rozluźnij się i daj się pochwycić!”). Nasza perspektywa tak nie pasuje do faktu, że co kilka minut (sic!) ktoś z naszych braci w odległych krańcach świata oddaje życie za wiarę w Chrystusa!

D.      To nauczanie jest niebiblijne! To najważniejszy argument. Cała doktryna opiera się na niezrozumieniu dwóch fragmentów biblijnych.

 

1.       I Tes 4:16-17 „Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie, potem my, którzy pozostajemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem”.

 

Zwróćmy uwagę, że ten fragment nie mówi, że wierzący wrócą do nieba, ale że spotkają powracającego Pana w powietrzu jakby w połowie drogi. Dla naszych nowych, duchowych ciał grawitacja nie stanowi już ograniczenia. Oblubienica wychodzi na spotkanie Oblubieńca. Armia wychodzi na spotkanie Króla powracającego do swojego dziedzictwa, aby go eskortować z honorem. Pan powraca, aby na ziemi zniweczyć swoim blaskiem i tchnieniem ust antychrysta (II Tes…), ale po drodze na ziemię spotyka się na obłokach chwały ze swoim Kościołem w powietrzu, tak jakby chciał jednocześnie wsunąć szatana, „władcę, który rządzi w powietrzu (EF 2:2)” z jego domeny.

Podsumowując, I Tes 4:17 nie mówi o porwaniu wierzących do nieba, ale o porwaniu na spotkanie powracającego na ziemię Pana w powietrzu.

 

2.       Mat 24:40-42 „Wtedy dwóch będzie na roli, jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie mleć będą na żarnach, jedna będzie wzięta, a druga zostawiona.” Jezus powiedział te słowa w kontekście swojego Drugiego Przyjścia (w.39), a nie pochwycenia.  Aby wersety stały się jasne wystarczy wiedzieć, ze użyte tu greckie słowo ‘paralambano’ tłumaczone jako ‘wziąć’ można przetłumaczyć również jako ‘wybrać, zaakceptować’. A więc słowa ‘wziąć’ i ‘zostawić’ mówią o sądzie, w którym Pan  zaakceptuje pewnych ludzi a drugich odrzuci a nie o pochwyceniu Kościoła do nieba!

 

Moja konkluzja jest następująca. Lepiej wierzyć w dwa przyjścia Pana a nie w trzy. J